Najgorsze tłumaczenia tytułów filmów

Najgorsze tłumaczenia tytułów filmów

Najgorsze tłumaczenia tytułów filmów i kto za tym stoi – 10.02.2020

Ile razy słyszeliśmy tytuł filmu i pukaliśmy się w głowę: jak tłumacz mógł wymyślić taką bzdurę? Na forach internetowych toczą się długie i pełne wyzwisk dyskusje o tym, jakim cudem dany tytuł można było przetłumaczyć tak beznadziejnie. Zastanawiano się, czy tłumacz nie zna języka, z którym pracuje, czy może po prostu jest kompletnym idiotą. Mnóstwo artykułów widniejących w różnych serwisach mówi o tym, jak skandaliczna jest praca tłumaczy zajmujących się filmami, i jak absurdalne są ich pomysły na tytuły. Zanim jednak dołączymy do grona tych krytycznych głosów, zastanówmy się, jak tłumaczy się tytuły filmów i kto tak naprawdę za tym stoi.

Jak tłumaczy się tytuły filmów – strategie tłumaczeniowe

Wyjaśnijmy sobie najpierw, jaką drogę mogą przyjąć tłumacze podczas tłumaczenia tytułów filmów oraz jakie są plusy i minusy poszczególnych rozwiązań. Oczywiście, tytuł można zostawić w formie niezmienionej. Wiele osób optuje właśnie za tą strategią, mówiąc, że tłumaczenie zawsze w jakiś sposób tytuł zmieni na gorsze. W ten sposób postąpiono np. z filmami Quentina Tarantino – Pulp fiction czy Kill Bill, a także z filmem Whiplash. Czasem taką decyzję podejmuje się z prostego powodu. Produkcje zagraniczne trafiają do Polski nieraz z takim opóźnieniem, że polscy widzowie już znają je pod innym tytułem (tak było z produkcją Mr. Nobody). W innych przypadkach jest to decyzja w pełni świadoma, bez dodatkowego powodu. Inną opcją jest pozostawienie wersji anglojęzycznej i dodanie polskojęzycznej (jak w przypadku Braveheart – Waleczne serce). Choć to wyjście jest często krytykowane jako bezsensowne, ma ono taki plus, że pozostawia nawiązanie do tytułu oryginalnego, ale również w jakiś sposób wyjaśnia polskim widzom jego znaczenie. Jest to strategia pośrednia pomiędzy pozostawieniem oryginału a pełnym tłumaczeniem. Pomówmy więc o tłumaczeniu.

Jeśli nie oryginał, to co?

Po Najgorsze tłumaczenia filmówpierwsze, można oczywiście przetłumaczyć tytuł dosłownie. Przykłady? Once Upon a Time in America to Dawno temu w Ameryce, a How I Met Your Mother to Jak poznałem waszą matkę.

Wyjście drugie to wymyślić zupełnie nowy tytuł, który nie będzie miał nic wspólnego z oryginalnym tytułem, ale za to będzie dobrze odzwierciedlał fabułę (np. Eternal Sunshine of the Spotless Mind to Zakochany bez pamięci). Oczywiście, można ten tytuł przetłumaczyć, używając tłumaczenia wiersza Alexandra Pope’a, z którego pochodzi tytuł oryginalny, jako Wieczną jasność wolnego umysłu. Polskie tłumaczenie jest jednak bardziej chwytliwe, a dodatkowo – po poznaniu fabuły – okazuje się mieć drugie dno. Nie da się jednak ukryć, że to właśnie w tym przypadku – kiedy wymyśla się zupełnie nowy tytuł – pole do krytyki jest największe, ponieważ za polski tytuł odpowiadają tylko i wyłącznie polscy twórcy.

Zdarzają się jednak przypadki, kiedy tłumaczenie tytułu jest już z góry narzucone. Dzieje się tak np. wtedy, kiedy film nakręcono na podstawie książki. Przykładami mogą być bardzo popularne Igrzyska śmierci (oryg. The Hunger Games) czy Poradnik pozytywnego myślenia (oryg. Silver Linings Playbook). Czasem tytuł nowego filmu mogą zasugerować tytuły filmów starszych – i nie mamy tu na myśli kontynuacji, ale np. parodię. W ten sposób wykonano świetne, dużo lepsze od oryginału, tłumaczenie tytułu filmu Wrongfully Accused. Jest to parodia filmu The Fugitive (pol. Ścigany), co w angielskich tytułach nie jest w żaden sposób odzwierciedlone. Polski tytuł to Ści(ą)gany, co z kolei świetnie nawiązuje do parodiowanego obrazu.

Czy trzeba tłumaczyć tytuły?

Mimo tego, że sporo tytułów przełożonych jest całkiem nieźle, nieodmiennie pojawia się pytanie: czy w ogóle trzeba tłumaczyć tytuły filmów? Twórca nazwał film w konkretny sposób, dlaczego mamy to zmieniać? Po pierwsze, tak sugeruje prawo. Według Ustawy z dnia 7 października 1999 r. o języku polskim, artykuł 7a, ustęp 1, nazwy towarów sprzedawanych na polskim rynku powinny występować w języku polskim. Jak wiadomo, czasem litera prawa swoją drogą, a praktyka swoją, stąd pozostawianie tytułów w oryginale. Może warto jednak zadbać o język polski, mimo tego, że żyjemy w erze globalizacji? Warto również pamiętać, że nie każdy zna języki obce, a więc tytuł pozostawiony w oryginale nie będzie miał dla takich osób żadnej wartości marketingowej. W tej sytuacji warto postawić na funkcjonalność tytułu, na to, żeby przemawiał on do polskiego widza, a nie zaś na to, by był identyczny z oryginalnym.

Nieudane tłumaczenia – czy to zawsze wpadki?

Skoro już doszliśmy do tego, że tłumaczyć warto, a czasami trzeba, pewnie większość zapyta: dlaczego muszą z tego wychodzić takie nieudane tłumaczenia, wpadki, z których do dziś śmieje się każdy? Na myśl zapewne jako pierwsza przyjdzie nieszczęsna Szklana pułapka (oryg. Die Hard). Zanim zaczniemy krytykować, zastanówmy się chwilę – do pierwszego filmu polski tytuł pasuje idealnie. Nikt wtedy nie zakładał, że powstanie kontynuacja. Gdyby ograniczyć się do pierwszej części, Szklana pułapka byłaby chwytliwym tytułem wynikającym z fabuły filmu, a nie porażką, nijak nie pasującą do kolejnych części. Podobnie było z Kac Vegas (skądinąd pomysłową grą słów, odległą od oryginalnego The Hangover). Kiedy akcja przeniosła się do Tajlandii, tytuł nie miał żadnego sensu. Może zamiast dodawać „w Bangkoku”, warto było pójść w coś równie kreatywnego jak Kac Vegas, ale nie podobnego do pierwowzoru? Brak takiego kroku można nazwać chyba wpadką. Możemy teraz dywagować, jednak warto się czasem zastanowić, czy za takie „wpadki” na pewno odpowiadają tłumacze.

Kto tak naprawdę stoi za beznadziejnymi tytułami?

Mimo że użytkownicy forów internetowych krytykę kierują w większości tylko do „niedouczonych tłumaczy”, okazuje się, że w wielu przypadkach idiotyczny tytuł to absolutnie nie ich wina. Z literatury fachowej, pisanej przez doświadczonych tłumaczy filmowych, wynika, że tłumacz często nie ma wpływu na tytuł. Na przykład, do tłumaczenia dostaje tekst filmu, w którym tytuł ma być pominięty i dodany później, już przez dystrybutora. U dystrybutora tytułem zajmują się za to marketingowcy, którzy czasem tekstu filmu nie przeczytają, pobieżnie zapoznają się tylko ze streszczeniem fabuły i wymyślają tytuł, który ma być chwytliwy, a czasem nijak nie pasuje do filmu. Zdarza się też, że w polski tytuł zaingeruje nie tylko polski dystrybutor, ale też wytwórnia czy sami twórcy filmu, jak ponoć było w przypadku Raportu mniejszości. Twórcy nie chcieli się zgodzić na słowo mniejszość, i proponowali Raport specjalny, który nie brzmi już tak dobrze. Całe szczęście dali się przekonać. Jednak ta sytuacja, i te opisane powyżej, jasno pokazują, że nie warto zawsze obwiniać tłumacza.

Coś na pocieszenie

Dla kinomanów zbulwersowanych beznadziejnymi tytułami, czy to wymyślonymi przez dystrybutorów, czy to przez tłumaczy, mamy pocieszenie – czasem polskie pomysły są lepsze niż oryginały! Wspominaliśmy już o Ści(ą)ganym, ale skoro jesteśmy biurem tłumaczeń, nie możemy zapomnieć o filmie Lost in translation (dosłownie „zagubione w tłumaczeniu”). Polski tytuł Między słowami lepiej sugeruje mnogość niedopowiedzeń w filmie. Pewnie dlatego, jako jeden z nielicznych, został przez użytkowników najpopularniejszego serwisu o tematyce filmowej w Polsce określony jako lepszy niż tytuł oryginalny. Dobrzy jesteśmy jednak nie tylko w melodramatach. Polscy twórcy wykazują się też dużą pomysłowością w przypadku bajek. Sezon na misia to w oryginale Open Season, czyli sezon łowiecki. Tytuł „Sezon łowiecki” nie brzmi jednak tak zachęcająco, szczególnie dla dzieci.

Najgorsze tłumaczenia tytułów filmów

Kolejnym tytułem, o którym warto w tym kontekście wspomnieć, jest polski tytuł angielskiej bajki Shark Tale. Tłumaczenie dosłowne dałoby nam zapewne „rekinią opowieść” czy „rekinią historię”. Polscy twórcy poszli o krok dalej, wiążąc mafijne wątki bajki z jednym z najbardziej znanych mafijnych filmów Martina Scorsese. U niego byli Chłopcy z ferajny, w bajce za to – Rybki z ferajny. Mała ciekawostka – w angielskim dubbingu Rybek występuje zarówno Robert De Niro, odtwórca głównej roli w Chłopcach, jak i… sam Scorsese. Polski przekład doskonale wpisuje się w tę sytuację. Warto zauważyć, że tłumaczenia i Sezonu na misia, i Rybek dokonywał Bartosz Wierzbięta, jeden z najbardziej znanych tłumaczy i dialogistów w Polsce. To on, tłumaczeniem Shreka, zapoczątkował przekład jak najbardziej zbliżony do realiów polskich odbiorców, anglojęzyczne żarty (które dla polskich widzów nie byłyby tak śmieszne) zastępując z gruntu naszymi (chyba nie myśleliście, że w oryginale było: Żwirek kręci z Muchomorkiem?). Niewykluczone, że w tytułach wspomnianych bajek miał on swój udział. Wracając jednak do naszego tematu – pamiętajmy, że oprócz katastrofalnych tłumaczeń, zdarzają się również błyskotliwe, niekiedy lepsze od tytułów oryginalnych, tak jak w przypadkach opisanych wyżej.

Czy tylko Polacy mają problem z tytułami?

Ustaliliśmy, że zdarzają się tłumaczenia wybitne. Niestety, te „mniej wybitne” również od czasu do czasu się zdarzą. Ale czy tylko nam, Polakom? Odpowiedź, jak łatwo się domyślić, brzmi: nie. W co najmniej absurdalnych tytułach filmów przodują niewątpliwie Chińczycy. Uwolnić orkę (oryg. Free Willy) to u nich coś w stylu „Potężny wieloryb ucieka do nieba”. Z kolei Leon Zawodowiec (oryg. Léon) to mniej więcej „Ten zabójca nie jest tak twardy, jak mu się wydawało”. Być może przystające do fabuły, ale raczej mało chwytliwe… Równie słabo bywa też u naszych zachodnich sąsiadów. Komórka (oryg. Cellular) w Niemczech otrzymała tytuł „Jeśli on się rozłączy, ona musi umrzeć”. Po niemiecku brzmi jeszcze bardziej zachęcająco – Final Call – Wenn er auflegt, muss sie sterben. Czyżby spojler w tytule? Podobne wpadki zaliczyli też tłumacze u wschodnich sąsiadów. Wspomniany już Poradnik pozytywnego myślenia to u Rosjan Мой парень — псих (czyli „Mój chłopak jest szalony”).  Tu jednak winna jest książka (wydawnictwo?), jednak dziwny tytuł nadal pozostaje dziwnym tytułem.

Podsumowanie

Wiemy już, jak tłumaczy się tytuły i dlaczego czasami te tłumaczenia nie wychodzą. Pamiętajmy, że nie zawsze jest to wina tłumacza – tytuł może być marketingowym wymysłem dystrybutora. Dodatkowo, warto brać pod uwagę fakt, że niełatwo wymyślić coś chwytliwego, przystającego do fabuły, a jednocześnie dającego możliwość kontynuacji filmu i dodawania do tytułu kolejnych cyferek. Myślmy jednak pozytywnie – czasem tłumaczenie tytułów wychodzi nam świetnie. Oby tych przypadków było jak najwięcej, niezależnie od tego, czy autorami błyskotliwych pomysłów będą tłumacze, czy dystrybutorzy.

 

Blog tłumacza przysięgłego
Najgorsze tłumaczenia tytułów filmów i kto za tym stoi
Tytuł
Najgorsze tłumaczenia tytułów filmów i kto za tym stoi
Opis
Ile razy słyszeliśmy tytuł filmu i pukaliśmy się w głowę: jak tłumacz mógł wymyślić taką bzdurę? Na forach internetowych toczą się długie i pełne wyzwisk dyskusje o tym, jakim cudem dany tytuł można było przetłumaczyć tak beznadziejnie. Zastanawiano się, czy tłumacz nie zna języka, z którym pracuje, czy może po prostu jest kompletnym idiotą. Mnóstwo artykułów widniejących w różnych serwisach mówi o tym, jak skandaliczna jest praca tłumaczy zajmujących się filmami, i jak absurdalne są ich pomysły na tytuły. Zanim jednak dołączymy do grona tych krytycznych głosów, zastanówmy się, jak tłumaczy się tytuły filmów i kto tak naprawdę za tym stoi.
Autor
Korekta
MIW